Mateusz Luty: – powalczymy!

Ściga się od ponad 9 lat – zaczynał od zawodów Pucharu Europy, potem były mistrzostwa świata juniorów, a w międzynarodowej elicie, a więc w Pucharze Świata zadebiutował w grudniu 2011 roku, w Igls. Dzisiaj, Mateusz Luty – bo o nim mowa, jest liderem polskich bobslei, które jak żaden inny sport uczą wytrwałości, dyscypliny, odpowiedzialności, pokonywania strachu i panowania nad sobą, koncentracji, pracy w zespole oraz zasad „fair play”.

Od kilku miesięcy, Mateusza nie opuszcza pech. Najpierw, pod koniec poprzedniego sezonu, podczas rozgrzewki, przed pierwszym ślizgiem, nabawił się kontuzji odcinka lędźwiowego kręgosłupa. Mimo bólu startował i ukończył zawody w St. Moritz.
Teraz, tuż przed decydującą fazą przygotowań do sezonu 2016/2017, podczas treningu siłowego Mateusz złamał duży palec w lewej stopie.

– Dzisiaj, praktycznie wszystko jest już w porządku i nie ma śladu po kontuzji – wyjaśnia nasz pilot. – Problem polega na tym, że ten pechowy uraz znacząco zaburzył przygotowania do sezonu. Praktycznie pierwsze tygodnie sezonu startowego, odbyły się bez normalnego treningu. Zwyczajnie nie mogłem biegać.

– Na szczęście, wszystko idzie ku lepszemu…

– Dokładnie. Z dnia na dzień odczuwam dużą poprawę. Nie ma porównania z pierwszymi startami w sezonie, w Siguldzie czy Königssee. Bardziej odczuwam dyskomfort psychiczny niż uraz fizyczny. Co prawda jestem w 100-procentowej dyspozycji, tyle tylko, że noga lewa jest o te ok. 20 procent słabsza od prawej…

– Ale na Sylwestra udało się chociaż potańczyć?

– Z umiarem, ale bardzo udana impreza. Bawiliśmy się we Wrocławiu.

– Jak oceniasz sprzęt, którym dysponujecie?

– Łotewska dwójka firmy BTC jest praktycznie nowa, jeździ drugi sezon. Nie mamy zastrzeżeń. Trochę inaczej sytuacja wygląda z czwórką, którą wypożyczyliśmy od znakomitego przed laty pilota, Holendra Edwina van Calkena. Sama konstrukcja jest dobra. Tyle tylko, że nie mieliśmy zbyt wielu okazji potrenować na tym bobie. Mamy za mało ślizgów i sytuacja jest mocno ryzykowna. Warto przy tej okazji podkreślić, że technologicznie cały świat idzie do przodu. Wszyscy są coraz szybsi. Nasza czwórka to wielka niewiadoma… Na szczęście mamy płozy, nowe kombinezony. A więc tylko… walczyć.

– Od kilku miesięcy współpracujecie z Łotyszem Jānisem Miņinsem…

– Znakomity wybór, bardzo pozytywny i rozsądny człowiek. Co ważne – spoza naszego środowiska… Dobrze się stało, że Jānis trenuje z nami. Przez wiele lat doskonały pilot, który zna sekrety każdego toru. I do niedawna, sam był zawodnikiem… Dużo z nami rozmawia, wymieniamy się poglądami. My umiemy słuchać jego, a on nas. To bardzo ważne!

– Czy dasz się namówić na prognozy wynikowe…?

– Nie oszukujmy się, bądźmy realistami – w dwójce mamy zdecydowanie większe szansę na sukces niż w czwórce. Krzychu Tylkowski jest w kapitalnej dyspozycji! W czwórce musimy jeszcze wiele popracować. Wiemy, co mamy poprawić.
Dobrze się stało, że mistrzostwa świata zostały przeniesione z Soczi do Königssee. Wiele razy tam startowałem, lubię ten tor i dobrze mi się tam jeździ. To dobry prognostyk…
Teraz „znikamy” na trzy tygodnie – najpierw Winterberg i mistrzostwa Europy połączone z Pucharem Świata, potem St. Moritz i Königssee, gdzie również będziemy rywalizować z najlepszymi na świecie.

– Dziękujemy za rozmowę i trzymamy kciuki za całą ekipę.